[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To naiwny facet.Sądzi, że zdradzę mu całą prawdę, tylko dlatego, że ma mnie w swoich łapach. Profesorze  zawołał Aysy. Proszę, niech pan nie robi z nas głupców.Rozumiemdobrze, że jest to jedna z pańskich prowokacji, których zapewne cała seria nastąpi zaraz, że-byśmy działali nierozważnie i zaprzepaścili zdobytą z trudem okazję.Ale, nic z tego.Profeso-rze, proszę, błagam o wytłumaczenie nam, w jaki sposób powstały mizraki.Bo to skąd my,ich potomkowie, wzięliśmy się, wiemy.Tamtego tylko nam brakuje.Archan milczał. Namyśl się.Radzę ci znowu przerwać to milczenie, zmuszę cię do mówienia, jak jużraz zmusiłem, wystawiając twego przyjaciela poza prom.Radzę ci, rozmawiaj z nami.Wieszo recepcie, jakiej od ciebie potrzebujemy.Po nią tu jechaliśmy.Po nią przede wszystkim.Dlatego jesteś w naszych rękach. Nie znajdziecie tej recepty.  Zobaczymy.Aysy uśmiechnął się, ukłonił po raz pierwszy, odkąd go zobaczyłem.Skinął też dłonią.Roboty wyciągnęły z kabiny Jonisa i Zoję.Zostaliśmy we dwójkę.Prawdopodobnie po to, aby podsłuchując naszą dalszą rozmo-wę, Aysy mógł wysnuć z niej jakieś wnioski.Powiedziałem to Archanowi. Niczego się ode mnie nie dowiedzą. Już raz dałeś się złapać  odparłem z wyrzutem. Nie mogłem pozwolić na twoją śmierć.Masz rację, zlekceważyłem ich.Istotnie postąpił nierozważnie.Jonisowi udało się skontaktować z profesorem wtedy,gdy mnie właśnie przygotowywano do wystawienia na zewnątrz.Chodziło o ułatwienie inwa-zji jemu i jego ludziom tuż przed lądowaniem.Prom był pojazdem przystosowanym do lądo-wania powolnego i ostrożnego.Można było przypuszczać, że Aysy zachowa szczególną ostro-żność, obawiając się ataku ze strony załogi Bazy.Musiał więc najpierw, według wszelkiegoprawdopodobieństwa, poobserwować trochę powierzchnię Księżyca z góry.A wszystko z od-ległości kilku tysięcy metrów widać jak na dłoni.Na to liczył profesor Archan, na nadzwy-czajne środki ostrożności podjęte przez Aysego.Aysy nie mógł się spodziewać ataku z tejstrony Księżyca, która jest niewidoczna z Ziemi.Baza znajdowała się przecież w bardzoeksponowanym miejscu, tuż na zachodnim skraju krateru Kopernika, na cyplu sterczącymdosłownie nad księżycową przepaścią.Tymczasem na antypodach, w cieniu małego pasmagórskiego, nazwanego od imienia znakomitego polskiego fantasty, pasmem %7łuławskiego,umieszczono pod okapem skalnym wyrzutnię miniaturowych wahadłowców, pojazdów ko-smicznych o bardzo małym jeszcze zasięgu, ale niezwykle przydatnych.Ułatwiały one doja-zdy do satelitów sztucznych i naturalnych, a także do laboratoriów zawieszonych w prze-strzeni.Trzymano tę sprawę w tajemnicy, a zaledwie cztery osoby zatrudniano od niedawnaw Bazie do obsługi nowego sprzętu.Dwa z pojazdów były na chodzie, trzeci dopiero przygotowywano do rejsów.Atak nanasz prom, opanowany przez Aysego, miał stanowić jedną z pierwszych ich prób prakty-cznych.Archan nie był do końca pewny czy to najlepszy sposób, czy nie ryzykuje się zbytwiele.Jednakże obawa o moje życie i o życie reszty pojmanych przez bandę skłoniła go doinwazji z zaskoczenia.W porozumieniu z Jonisem postanowił, że obydwa pojazdy dotrą dośluzy, przycumują, a Jonis wyłączy wówczas w sterowni  uszy i oczy promu.Niewielkiwstrząs przy cumowaniu nie mógł budzić podejrzeń, gdyż od czasu użycia przez Archanaenergii laserowej i prób równoważenia jej energią silników promu, pojazd stracił swądotychczasową stabilność.Podejrzewano nawet awarię urządzeń odpowiedzialnych za staty-czność.Otwarcie kamery ciśnieniowej, a po wyłączeniu aparatury obserwacyjnej, przedosta-nie się przez nią do środka, wydawało się przedsięwzięciem niezbyt trudnym, zwłaszcza żeJonis miał ubezpieczać wyprawę. Uważałem, że mając pomocnika wewnątrz, nie ryzykuję prawie niczym. Ale Jonis zdradził, prawda? Tego właśnie nie wiem.Jednakże on jest mizrakim.Kto wie, może i zdradził.Dy-sponuję urządzeniami częściowo kontrolującymi to, co dzieje się we wnętrzu promu.Tego teżAysy nie wiedział.Sprawdziłem więc, że Jonis jest uzbrojony i że naprawdę wyłączył  oczy iuszy.Kamera ciśnień była odblokowana i czekała na wkroczenie moje i moich ludzi.Gdy pokrótkiej kwarantannie, zdołaliśmy wcisnąć się do hallu, dzielącego komorę od sterowni, po-chwycono nas jednak i rozbrojono.Obydwa pojazdy, puste zresztą, zniszczył podobno Aysyza pośrednictwem naturobotów uzbrojonych w wyrzutnie laserowe.Nie wiem, czy to Jonisnas zdradził.Być może.Ale to nietypowy mizraki.Mogło być różnie.Wszystkiego nie da sięprzewidzieć. Czy znasz naprawdę tajemnicę mizrakich, od której zależy ich los? Tak przecieżwynika z tego, co mówił Aysy  pochyliłem się do jego ucha i powiedziałem to szeptem. Skinął potakująco głową.Odpowiedział mi przyciszonym głosem: Z odpadów powstały te istoty, pod wpływem czynników i składników, o których jajedynie wiem.Nawet w mojej pracy podałem o tej sprawie bardzo ogólnikową relację.Oddawna podejrzewałem bowiem, że kończy się spokój obłych cielsk, ich diabelska cierpliwośćulega wyczerpaniu.Myślę, że trafiliśmy na okazję, którą przygotowywały od stu lat. Zwiadomość tego, w jaki sposób mizraki mogły powstać daje też umiejętność ichlikwidacji  powiedział uczony. Już ci się to nie uda  rozległ się otaczający nas zewsząd okrzyk Aysego.Podsłuchiwał i wzmacniał każde nasze słowo. Niechże sobie podsłuchuje.I niech nie sądzi, że się nie zabezpieczyłem.Są i inni,którzy znają receptę na mizrakich i ich łajdacki pomiot.Zaległa cisza w pojezdzie, który krążył coraz bliżej powierzchni Księżyca.Czasemodnosiliśmy wrażenie, że zawadzimy o ostre wierzchołki białych gór, lub roztrzaskamy się obarierę skalną.Ostrożność Aysego stawała się przesadna.Okrążaliśmy raz po raz Księżyc i tozawsze pod innym kątem.Chciał wszystko zobaczyć, chciał się przekonać, czy nie istniejąjeszcze jakieś pułapki zastawione przez starego uczonego. Myszkuje głupiec  powiedział Archan, przyglądając się dobrze znanemu krajobra-zowi. Niczego nie znajdzie.I wtedy ujrzeliśmy jak dwa niby to zlikwidowane małe wahadłowce, te, którymi chciałnasz pojazd zaatakować Archan, jak jastrzębie opadły nagle Bazę Księżycową.Widać byłowyraznie wybuchy, białe kłęby wypryskiwały w niebo, rozsiewały się po nim, zasłaniającduże połacie gruntu gęstą mgłą.Archan stał blady i przerażony.Szarpał nerwowo swą ostrą, szpakowatą bródkę. Ciągle ich nie doceniam  powiedział.Zasłonił wizjer, zapłonęły sztuczne światła. To, co się stało, co się tu dzieje, jest niespodziewanym zwrotem działalności mojej,Rilli i kilku innych osób.Przyznaję, że się tego nie spodziewałem.Nie spodziewałem się, żeto co się stanie, tak właśnie będzie wyglądać. A więc to ty, to wy sprowokowaliście mizrakich? Nic nie rozumiesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.htw.pl