[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zainteresowanie rodziną Toma zdziwiło Lutkę, ale wiedzia-ła, że ma ono jakiś cel.Nie pomyliła się.- Twój brat mieszka w Nairobi?- Tak, tam studiuje.- O! - Czarek bardzo się z tej informacji ucieszył.- A jak uniego z forsą? Pewnie nie miałby nic przeciwko, żeby dorobićparę szylingów? Kilka czy.kilkadziesiąt.- Eeeee, myślę, że by nie miał.- Tom rezolutnie przystąpiłdo ubijania targu.- Zwłaszcza przeciwko kilkudziesięciu szy-lingom.- Potrzebuję kogoś z Nairobi, żeby pogrzebał w gazetach.- Nie ma sprawy, brat często przesiaduje w BiblioteceMcMillan.A co ma wygrzebać?- Wszystko, co dotyczy Johna Jengi i George'a Antona.Tom zerknął na Czarka porozumiewawczo.Misja przypadłamu do gustu.210 - Od jakiego miesiąca zaczynamy?- Powiedzmy, że od stycznia tego roku.- Zwietnie.- Niech brat zrobi ksero artykułów, ja się z nim skontaktu-ję, jak będę wiedział, kiedy odwiedzimy z Festusem stolicę.Ale to będzie niedługo, zależy mi na czasie - dodał, widząc, żepełniący wartę żołnierz salutuje im z uśmiechem.- Dwa, możetrzy dni.- Powiem bratu.Już do niego dzwonię - zdecydował Tom iposzedł w stronę brzegu jeziora, gdzie telefony działały najle-piej.- Co? - zapytał Czarek, bo Lutka wymownie milczała i niespuszczała z niego wzroku.- Nic, nic.Ty spryciarz jesteś.- No a jak.Nieporadnym Czesławem mam być?- Nie, wolę spryciarza.- Informacja to broń.Trzeba ją gromadzić.- Odchylił się,żeby wsadzić rękę do kieszeni.- Wiesz, co to jest? - Rozpro-stował na kolanie karteczkę.- Tajemny kod do sejfu Muzeum Narodowego?- Ciepło, ale nie parzy.Też cyfry.Numer Emilio, proszębardzo.Teściowa mi podyktowała.- Jak? - Lutka zdziwiła się.- Przecież ta babulinka nie znaangielskiego!Bynajmniej nie pilnowała Czarka podczas odwiedzin wwiosce, ale jak on to robił? W jaki sposób czarował jedną ko-bietę tak, że druga nie miała o tym pojęcia? Bo na pewno użyłswojego uroku, żeby wydębić od bezzębnej Turkanki to, cochciał.Ale kiedy? Cały czas byli przecież razem.Chociaż.Raz się oddalił, dosłownie na kilka minut.- Po co angielski? - zarechotał zadowolony.- Body lan-guage.Słyszałaś o czymś takim? Język ciała.Bardzo przydatnarzecz.- Rozumiem.I ciało staruszki.211 - Dokładnie.- Czarek nie przestawał się uśmiechać i po-machał zwitkiem papieru.Lutka postanowiła zostawić tę kwestię, mimo że nie poj-mowała, po co przedstawiać pewne rzeczy innymi, niż są, irobić z nich wydarzenie rangi międzynarodowej.Numer tele-fonu, phi.Sypnął dolarami i znalazło się piętnastu tłumaczy,pośredników i biznesmenów, którzy załatwili sprawę.- Co zrobisz z tym numerem?- Zachowam.Na wszelki wypadek.A tak na marginesie,cyfry arabskie zna cały świat.Nawet ci nad jeziorem Turkana.O dziwo, blondynki podobno też zaliczają się do grupy wta-jemniczonych.To prawda?Lutka nabrała powietrza.- Zrobimy tak.Powyrywam ci włosy z klatki, a potem jepoliczę.Sprawdzimy?- Ale, kochanie, to będzie zaledwie do dziesięciu! Nie wy-każesz się zbytnio.Chyba że się zajmiesz innymi rejonami.Aydki mogą być?- Już wolę policzyć twoje głupie pomysły.- Zaczynasz mówić od rzeczy.Moje pomysły są wyśmie-nite.Choćby ten telefon.Gdybym był komisarzem, ustaliłbymu operatora numery, z którymi Emilio rozmawiał.Jeśli techni-ka sięga tu tak daleko.Może doszedłbym, czy Musa do niegodzwonił.Przede wszystkim próbowałbym jednak namierzyćsam telefon.Komórka wysyła sygnał, można go odebrać i usta-lić położenie.- Safaricom, to jakaś sieć? - Lutka widziała reklamy z ta-kim napisem w Nairobi i Mombasie.- Skoro to takie łatwe ztym telefonem, czemu Jenga tego nie sprawdzi?- Może już sprawdził i dlatego przypisuje Musie jedynieporwanie? Może telefon Emilia jest wyłączony? W każdymrazie numer leży u mnie w kieszeni.Newsy z gazet też nie za-szkodzą.Niech brat Toma szuka, złapiemy szerszy kontekst.212 Ale proponuję nie przyznawać się do naszych planów profeso-rowi.Mógłby tego nie przełknąć.- Jasne, że.- Lutka nie dokończyła.Coś włochatego do-tknęło przed chwilą jej nogi.- Fryga! - wykrzyknęła, widząc u swoich stóp pupilkę.Alew jaki sposób fretka wyszła z klatki? Przecież zaglądała do niejniedawno i odruchowo sprawdziła zamknięcie.- Co tu robisz?- O, tchórzoszczur na wolności.Siemka, lady! - Czarekprzywitał zwierzę z niewymuszoną kurtuazją.Mało brakowało,a ukłoniłby się, co Lutka odnotowała z rozbawieniem.- Cosłychać?Fryga wiedziała, że się o niej mówi.Przystanęła i wykręciłazabawnie głowę w stronę rozmówcy.- Widzisz? Ona mnie lubi.Jak wszystkie kobiety zresztą.Mam w sobie coś takiego, czemu nie potraficie się oprzeć.- To coś ma nazwę.- Lutce cisnęły się na usta rozmaitesynonimy zarozumialstwa.- To coś ma ścisły związek z moim imieniem, kochanie.Czar jak Czarek! Wdzięk i magia jak Cezary Trębacz.To ja!Lutka pozwoliła sobie na pobłażliwy uśmieszek.- Czar już dawno się zdezaktualizował.Przyćmił go ego-centryzm, mój drogi przyszywany mężu.Egocentryzm! Tomasz w sobie.Pyszałek z ciebie pierwszoligowy.Słowa zaczęły przelatywać nad głową Frygi jak pociski oróżnej mocy, ale ona przestała zwracać na nie uwagę.Niechsobie pogadają.Zainteresowała się czymś innym.Czymś, cojuż znała.Czymś, co pachniało ziemią, solą i innymi zwierzę-tami.Obwąchała rozrzucone na podłodze drobiazgi i zdecydo-wała się.Złapała w pyszczek kostkę krokodyla i dalej! W nogi!- O, cholera! - Pierwszy zorientował się Czarek.- Widzia-łaś, co zrobiła?213 - I co z tego? To chyba nie był hiper-super-turbo-staryokaz homo czegoś?- Zabrała kość! - powtarzał.- Zabrała! Skoro zabrała.- Sugerujesz, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.htw.pl