[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ambasadory zagranicznych rządów,Którzy pomimo i mrozu, i nudy,Dla łaski carskiej nie chybią przeglądówI co dzień krzyczą: "o dziwy! o cudy!"Już powtórzyli raz tysiączny drugiZ nowym zapałem dawne komplementy:Ze car jest taktyk w planach niepojęty,%7łe wielkich wodzów ma na swe usługi,%7łe kto nie widział, nigdy nie uwierzy,Jaki tu zapał i męstwo żołnierzy.Na koniec była rozmowa skończonaZwyczajnym śmiechem z głupstw Napoleona;I na zegarek już każdy spozierał,Bojąc się dalszych galopów i kłusów;Bo mróz dociskał dwudziestu gradusów,Dusiła nuda i głód już doskwierał.Lecz car stał jeszcze i dawał rozkazy;Swe pułki siwe, karę i bułanePuszcza, wstrzymuje po dwadzieście razy;Znowu piechotę przedłuża jak ścianę,Znowu ją ściska w czworobok zawartyI znowu na kształt wachlarza roztacza.Jak stary szuler, choć już nie ma gracza, Miesza i zbiera, i znów miesza karty;Choć towarzystwo samego zostawi,On się sam z sobą kartami zabawi.Aż sam się znudził, konia nagle zwróciłI w jenerałów ukrył się natłoku;Wojsko tak stało, jak je car porzucił,I długo z miejsca nie ruszyło kroku.Aż trąby, bębny dały znak nareszcie:Jazda, piechota, długich kolumn dwieściePłyną i toną w głębi ulic miejskich -Jakże zmienione, niepodobne wcaleDo owych bystrych potoków alpejskich,Co rycząc mętne walą się po skale,Aż w jezior jasnym spotkają się łonieI tam odpoczną, i oczyszczą wody,A potem z lekka nowymi wychodyBłyskają, tocząc szmaragdowe tonie.-Tu pułki weszły czerstwe, czyste, białe;Wyszły zziajane i oblane potem,Roztopionymi śniegi poczerniałe,Brudne spod lodu wydeptanym błotem.Wszyscy odeszli: widzę i aktory.Na placu pustym, samotnym zostałoDwadzieście trupów: ten ubrany biało,%7łołnierz od jazdy; tamtego ubioryNie zgadniesz jakie, tak do śniegu wbityI stratowany końskimi kopyty.Ci zmarzli, stojąc przed frontem jak słupy,Wskazując pułkom drogę i cel biegu;Ten się zmyliwszy w piechoty szereguDostał w łeb kolbą i padł między trupy.Biorą ich z ziemi policejskie sługiI niosą chować; martwych, rannych społem -Jeden miał żebra złamane, a drugiBył wpół harmatnym przejechany kołem;Wnętrzności ze krwią wypadły mu z brzucha,Trzykroć okropnie spod harmaty krzyknął,Lecz major woła: "Milcz, bo car nas słucha";%7łołnierz tak słuchać majora przywyknął,Ze zęby zaciął; nakryto co żywoRannego płaszczem, bo gdy car przypadkiem Z rana jest takiej nagłej śmierci świadkiemI widzi na czczo skrwawione mięsiwo -Dworzanie czują w nim zmianę humoru,Zły, opryskliwy powraca do dworu,Tam go czekają z śniadaniem nakryłem,A jeść nie może mięsa z apetytem.Ostatni ranny wszystkich bardzo zdziwił:Grożono, bito, próżna grozba, kara,Jenerałowi nawet się sprzeciwił,I jęczał głośno - klął samego cara.Ludzie niezwykłym przerażeni krzykiemZbiegli się nad tym parad męczennikiem.Mówią, że jechał z dowódcy rozkazem,Wtem koń mu stanął jak gdyby zaklęty,A z tyłu wleciał cały szwadron razem;Złamano konia, i żołnierz zepchniętyLeżał pod jazdą płynącą korytem;Ale od ludzi litościwsze konie:Skakał przez niego szwadron po szwadronie,Jeden koń tylko trafił weń kopytemI złamał ramię; kość na wpół rozpadłaPrzedarła mundur i ostrzem sterczałaZ zielonej sukni, strasznie, trupio biała,I twarz żołnierza równie jak kość zbladła;Lecz sił nie stracił: wznosił drugą rękęTo ku niebiosom, to widzów gromadyZdawał się wzywać i mimo swą mękęDawał im głośno, długo jakieś rady.Jakie? nikt nie wie, nie mówią przed nikim.Bojąc się szpiegów słuchacze uciekliI tyle tylko pytającym rzekli,%7łe ranny mówił złym ruskim językiem;Kiedy niekiedy słychać było w gwarze:"Car, cara, caru" - coś mówił o carze.Chodziły wieści, że żołnierz zdeptanyBył młodym chłopcem, rekrutem, Litwinem,Wielkiego rodu, księcia, grata synem;%7łe ze szkół gwałtem w rekruty oddany,I że dowódzca, nie lubiąc Polaka,Dał mu umyślnie dzikiego rumaka, Mówiąc: "Niech skręci szyję Lach sobaka".Kto był, nie wiedzą, i po tym zdarzeniuNikt nie posłyszał o jego imieniu;Ach! kiedyś tego imienia, o carze,Będą szukali po twoim sumnieniu.Diabeł je pośród tysiąców ukaże,Któreś ty w minach podziemnych osadził,Wrzucił pod konie, myśląc, żeś je zgładził.Nazajutrz z dala za placem słyszanoPsa głuche wycie - czerni się cos w śniegu;Przybiegli ludzie, trupa wygrzebano;On po paradzie został na noclegu.Trup na pół chłopski, na poły wojskowy,Z głową strzyżoną, ale z brodą długą,Miał czapkę z futrem i płaszcz mundurowy,I był zapewne oficerskim sługą.Siedział na wielkim futrze swego pana,Tu zostawiony, tu rozkazu czekał,I zmarzł, i śniegu już miał za kolana.Tu go pies wierny znalazł i oszczekał.-Zmarznął, a w futro nie okrył się ciepłe;Jedna zrenica śniegiem zasypana,Lecz drugie oko otwarte, choć skrzepłe,Na plac obrócił: czekał stamtąd pana!Pan kazał siedzieć i sługa usiądzie,Kazał nie ruszać z miejsca, on nie ruszy,I nie powstanie - aż na strasznym sądzie;I dotąd wierny panu, choć bez duszy,Bo dotąd ręką trzyma pańską szubęPilnując, żeby jej nie ukradziono;Drugą chciał rękę ogrzać, ukryć w łono,Lecz już nie weszły pod płaszcz palce grube.I pan go dotąd nie szukał, nie pytał!Czy mało dbały, czy nadto ostrożny -Zgadują, że to oficer podróżny;Ze do stolicy niedawno zawitał,Nie z powinności chodził na parady,Lecz by pokazać świeże epolety -Może z przeglądów poszedł na obiady, Może na niego mrugnęły kobiety,Może gdzie wstąpił do kolegi graczaI nad kartami - zapomniał brodacza;Może się wyrzekł i futra, i sługi,By nie rozgłosić, że miał szubę z sobą;%7łe nie mógł zimna wytrzymać jak drugi,Gdy je car carską wytrzymał osobą;Boby mówiono: jezdzi nieformalnieNa przegląd z szubą! - myśli liberalnie.O biedny chłopie! heroizm, śmierć taka,Jest psu zasługą, człowiekowi grzechem.Jak cię nagrodzą? pan powie z uśmiechem,%7łeś był do zgonu wierny - jak sobaka.O biedny chłopie! za cóż mi łza płynieI serce bije, myśląc o twym czynie:Ach, żal mi ciebie, biedny Słowianinie! -Biedny narodzie! żal mi twojej doli,Jeden znasz tylko heroizm - niewoli.DZIEC PRZED POWODZI PETERSBURSK 1824OLESZKIEWICZGdy się najtęższym mrozem niebo żarzy,Nagle zsiniało, plamami czernieje,Podobne zmarzłej nieboszczyka twarzy,Która się w izbie przed piecem rozgrzeje,Ale nabrawszy ciepła, a nie życia,Zamiast oddechu zionie parą gnicia.Wiatr zawiał ciepły [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.htw.pl